Ryszard Czarnecki już w połowie sierpnia usłyszał zarzut dotyczący „niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości”. Postępowanie, które prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zamościu, zostało wszczęte po zawiadomieniu Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych.
Chodziło o tzw. „kilometrówki”, czyli zwroty kosztów podróży, które posłowie do Parlamentu Europejskiego otrzymują za podróżowanie w sprawach służbowych. Mimo, że Czarnecki nigdy nie mieszkał w Jaśle, to właśnie to podkarpackie miasto miało się pojawiać najczęściej w dokumentach dotyczących pokonywanych przez niego tras.
Co więcej, z dokumentów do których dotarła „Gazeta Wyborcza” wynika, że europoseł PiS miał w ten sposób przemierzyć prawie 223 tys. kilometrów i tym samym pokonać odległość wynoszącą pięciokrotność okrążenia kuli ziemskiej. Co więcej, z medialnych doniesień wynika, że swoje podróże miał odbywać nie tylko samochodami, ale także m.in. chińskimi motorowerami i ciągnikami siodłowymi.
Sam Czarnecki nie przyznaje się do winy i przekonywał, że odpowiedzialność za błędne rozliczenia przejazdów, ponoszą jego asystenci i stażyści. I jak się okazuje, kluczową rolę w tej sprawie mają pełnić właśnie zeznania jego współpracowników.
Wątek rzekomej winy asystentów Ryszarda C. był procesowo weryfikowany. Asystenci pana europosła byli słuchani w charakterze świadków pod kątem tego, w jakich okolicznościach i na jakich zasadach były wypełniane dokumenty dotyczące zwrotu kosztów podróży. Ich zeznania, wraz z innymi dowodami, w szczególności w postaci zabezpieczonej dokumentacji, dały podstawy do wydania postanowienia o przedstawieniu zarzutów Ryszardowi C.
- powiedział w rozmowie Onetem prokurator Rafał Kawalec, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Ryszard Czarnecki odniósł się niedawno w mediach społecznościowych do prokuratorskich zarzutów i całej afery związanej z „kimoetrówkami”.
Po raz kolejny, tak jak czyniłem to w ostatnich czterech latach podkreślam, że to nie ja wypełniałem wnioski o rozliczenie podróży, o których mówi prokuratura, a za nią media. I to nie ja wpisywałem dane, o których mowa. Podkreślałem to wielokrotnie. Złą wolą jest tego nie zauważać. W toku postępowania sądowego udowodnię swoją niewinność. A próby „grania” aktami, do których moi prawnicy mają dostęp dopiero od piątku – a dziennikarz „Gazety Wyborczej” miał je znacznie wcześniej – pokazuje polityczny kontekst całej sprawy
- napisał Czarnecki w mediach społecznościowych (na portalu X).
Kto ma w tej sprawie rację? O tym przekonamy się prawdopodobnie dopiero po sądowej batalii.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.