Okoliczności tragedii w sanockich zakładach gumowych nigdy nie zostały w pełni wyjaśnione. Powszechnie uważa się, że był to nieszczęśliwy wypadek. Szczegóły wydarzenia pozostają mało znane. Dopiero po prawie 70 latach od wyzwolenia Sanoka odsłonięto pomnik ku czci ofiar.
Pod koniec lipca i na początku sierpnia okolice Sanoka znajdowały się na linii frontu. Tereny często zmieniały właścicieli. Niemieckie wojska po raz pierwszy opuściły Sanok 29 lipca. 3 sierpnia żołnierze radzieccy wkroczyli do miasta bez walki, by następnego dnia się wycofać i oddać miasto Niemcom. Sanok został ostatecznie wyzwolony 10 sierpnia, chociaż w sąsiednich miejscowościach walki trwały do jesieni, kiedy front zamarł aż do styczniowej ofensywy radzieckiej.
Kilka dni, gdy w mieście nie było ani Niemców, ani Rosjan, były dniami chaosu. Wiele opuszczonych budynków stało się łatwym celem dla szukających łatwych zdobyczy. Ludność wykorzystała ten czas, by zdobyć potrzebne do życia produkty. Magazyny w zakładach gumowych (późniejszego Stomilu) były szczególnie atrakcyjne. 2 sierpnia mieszkańcy wdarli się do piętrowego budynku zakładów przy ogrodzeniu od strony Sanu.
"Znajdowało się tutaj wiele różnego dobra: mąka, żywność, wódka," wspominał świadek tragicznych wydarzeń w relacji TVP Rzeszów. Obok budynków stały cysterny z paliwem, w tym z naftą. W mieście pozbawionym elektryczności nafta była bardzo pożądanym towarem, więc ludzie otwierali różne cysterny i pojemniki w jej poszukiwaniu. W ogólnym chaosie wiele paliwa wylało się na ziemię. Najprawdopodobniej to doprowadziło do tragedii.
Wystarczyła iskra, zaprószenie ognia czy rzucony niedopałek, aby doszło do potężnej eksplozji. Szacuje się, że w pożarze spłonęło żywcem co najmniej 70 osób, w tym dzieci. Wielu ludzi, próbując ugasić płonące ubranie, skakało do Sanu, który w tym miejscu był wyjątkowo głęboki. Niektórzy, którzy nie spłonęli, utonęli w rzece. Po ostatecznym zajęciu miasta przez wojska radzieckie prawdopodobnie nie przeprowadzono żadnego śledztwa. Uznano, że nawet jeśli ktoś był winny tragedii, zginął w wyniku wybuchu i pożaru.
Dziś pamięć o tej tragedii jest wciąż żywa wśród mieszkańców Sanoka. Krzyż, postawiony w 1994 roku z inicjatywy klubu seniora „Sanoczanie”, upamiętnia miejsce wybuchu. W rocznicę tego tragicznego wydarzenia zastępca burmistrza Jowita Nazarkiewicz, wraz z mieszkańcami, złożyła kwiaty i zapaliła znicze, aby uczcić pamięć tragicznie zmarłych sanoczan.
Tragedia z 2 sierpnia 1944 roku jest smutnym przypomnieniem o chaosie i ludzkiej cenie wojny, a także o wytrwałości społeczności Sanoka w zachowaniu pamięci o tych, którzy zginęli.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.